Wcześnie rano wyruszyliśmy (trochę po omacku) w poszukiwaniu odpowiedniego autobusu, który doprowadzi nas do wyczekanych słoni. Ku naszemu zaskoczeniu znalezienie odpowiedniego środka transportu poszło nam nadzwyczaj sprawnie. No i cena (59 LKR za os) była super przystępna. Autobus nie dowiózł nas jednak pod same Pinnawala, musieliśmy się na kilka km przed przesiąść w inny autobus. Nie zdążyliśmy nawet dać kroku jak prosto pod naszymi nogami wyrósł tuk-tuk, potem drugi żwawo zachęcający nas do skorzystania z ich "profesjonalnych" usług. Po chwili targowania wsiedliśmy w czwórkę do jednego tuk-tuka (200 LKR za przejazd) z panem niemal zacierającym ręce, że jedzie "z narybkiem do wodopoju". Na szczęście wcześniej przygotowaliśmy się sumiennie do wyprawy i nie daliśmy się oszukać, bo Pan chciał nas wysadzić w innym miejscu niż początkowo się umówiliśmy, za pewne mając odpowiedni udział w bilecie od "przywiezionej zwierzyny". Pan zatrzymał się w Millenium Elephant Foundation, które jest "konkurencją" dla Pinnawala, ale nieporównywalnie słabszą i niewartą uwagi. Sporo namawiał nas, że tu jest lepiej, że taniej, że kąpiel słoni... itd, ale gdy zobaczył, że jesteśmy zdeterminowani, a z moich ust padło "We won't pay you", niechętnie ale szybko przewiózł nas w pierwotnie omówione miejsce. Z tej złości na niego dałam mu tylko 100 LKR z czystą satysfakcją, gdyż chciał nas oszukać, a jego kolega mówił, że za 100 nas weźmie. Ale mój uczciwy mąż widząc tworzący się potok łez w oczach tuk-tukowca zapłacił mu umówioną sumę. Tak czy inaczej wiem, że tuk-tukowcy to najwięksi cwaniacy na wyspie i nie należy im w ogóle ufać. A ceny pierwotnie podawana, można spokojnie zredukować.
Kolejka do Pinnawala była spora. Wstęp niestety nie najtańszy 2500 LKR za os, dla porównania Lankijczycy i państwa zrzeszone płacą 700 LKR. Czy to nie jest dyskryminacja?
Wrażenie z sierocińca są bardzo dobre, większość słoni jest tam bez łańcuchów, dość przyjazne. Kilka przypuszczamy, że z uwagi na wzmożoną agresję było przywiązanych łańcuchami. Potem podglądaliśmy słonie podczas kąpieli w rzece. To spora atrakcja, również dla Lankijczyków, których było naprawdę sporo.
Potem musieliśmy dostać się powrotem do Kandy, na szczęście również bez większych problemów złapaliśmy autobus z przesiadką i spokojnie dotarliśmy do celu. Prawdę mówiąc podróże tymi publicznymi środkami transportu są bardzo fascynujące. Biali najczęściej nimi nie jeżdżą, więc nasza obecność w nich wywołuje spore zainteresowanie. Poza tym muzyka w nich oferowana oraz ogólnie panujący ścisk są na pewnie nie do zapomnienia.
Po południu zajęliśmy się planowaniem dalszej podróży i ucięliśmy sobie krótką drzemkę. Potem udaliśmy się na zakupy i jedzonko. Jednak w trakcie spaceru wychwycił nas jakiś miejscowy pytając czy zmierzamy na pokaz tradycyjnych tańców lankijskich. Prawdę mówiąc mieliśmy to w planach, ale w innym miejscu, ale Pan powiedział, że jest bębniarzem i, że nas zaprasza na ten pokaz. Więc niewiele się zastanawiając poszliśmy za jego namową. Pokaz był naprawdę fajny. Sporo się działo, łącznie z chodzeniem po rozżarzonych węglach i połykaniem ognia. Po pokazie udaliśmy się do rekomendowanej przez nasz przewodnik restauracji muzułmańskiej. Jedzenie było super, obsługa bardzo miła no i cena zadowalająca. Potem wstąpiliśmy jeszcze do sklepów. Dzień zakończyliśmy przy grze w kości. Było bardzo, bardzo fajnie.