Geoblog.pl    Szczawinscy    Podróże    poślubna Sri Lanka 2014    W raju... Leniwa Mirissa
Zwiń mapę
2014
17
wrz

W raju... Leniwa Mirissa

 
Sri Lanka
Sri Lanka, Mirissa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9593 km
 
Dziś po ok 12 godzinach tułaczki dotarliśmy do Mirissy. Znajdujemy się 5 stopni od rownika. Piękna plaża, duże fale. Cisnęliśmy się w autobusach jak sardynki w puszce, ale wszystko zostało nam wynagrodzone. Ubrania już suche, zmęczenie mija. Całość uczciliśmy wypasioną kolacją na któej każdy spróbował czegoś nowego. Ja zjadłam kraba, ilona kalmary a chopacy lokalnego przysmaku o nazwie chicken mango chutney. Teraz szykujemy się do snu. W końcu mamy zamiar się wyspać. Miejscówki mamy na przeciwko plaży, wystsarczy przejśc przez ulicę. Cena też super. Buziaki dla Was.


17.09.2014 – Leniwa Mirissa.
Update od Marcina:
Naszym głównym zajęciem ostatnio jest odpoczywanie, dlatego też nie mieliśmy zbyt dużo czasu na pisanie co u Nas ;) Mirissa jest świetnym miejscem na odpoczynek i ładowanie baterii. Nie oferuje zbyt dużo różnorodnych atrakcji, ale plaża jest przepiękna a samo miejsce dość ciche.
Kiedy w końcu wyspaliśmy się w suchych i dużych łóżkach postanowiliśmy się wybrać na przejażdżkę do miasta Galle zobaczyć stary holenderski fort, ale dzień przyniósł Nam znacznie więcej przygód  Najpierw pojechaliśmy do lokalnej fabryki herbaty, która słynie z białej herbaty, nigdy nie dotykanej przez ludzkie dłonie. Zbierają kwiaty obcinając je nożycami lub w specjalnych rękawicach. Dowiedzieliśmy się sporo o uprawie herbaty, posmakowaliśmy kilka (może nawet kilkanaście) lokalnych mieszanek, zwiedziliśmy ciągle działające linie produkcyjną, gdzie używają maszyn sprzed 150 lat! Na koniec wizyta w sklepie, gdzie kupiliśmy grzecznościowo trochę herbaty, bo ceny były strasznie wysokie – turystyczne.
Z fabryki pojechaliśmy do wylęgarni żółwi w Kogolli, gdzie wolonariusze zbierają jaja z plaży i przetrzymują w wylęgarni aż młode żółwie się nie wyklują. Muszą to robić, bo ludzie często kradną jaja z plaży do jedzenia lub na sprzedaż. Skorupa i mięso z żółwia są bardzo drogie. Niestety czarny rynek dewastuje naturalną harmonię żółwi, a rządza pieniądza i piękniej biżuterii wpisała co niektóre żółwie na listę zwierząt zagrożonych. Ciekawostką jest, że ponoć na świecie istniej 7 rodzajów żółwi, z czego aż 5 występuje na Sri Lance.
W Galle pospacerowaliśmy po murach fortu oraz po starym mieście i pojechaliśmy na lokalny targ. Nasi kierowcy tuk-tuka nie byli szczęśliwi, bo planowali mniej czasu na wycieczkę, ale co mogli zrobić ;) Na targu zaczepił nas lokalny rybak, który spytał się czy mówimy po rosyjsku, bo on był 3 lata w Rosji. Jakież było jego zadowolenie, kiedy znalazł kompana w Ilonie Zaprowadził Nas do lekko ukrytego stoiska z herbatami i przyprawami z lokalnymi cenami, gdzie dokonaliśmy solidnych zakupów i zostaliśmy obdarowani papryczką chilli :D Szukaliśmy jeszcze innych pamiątek, lecz ceny nie zachęcały. W drodze powrotnej wjechaliśmy jeszcze do małego sklepiku z lokalnymi wyrobami skórzanymi. Dziewczyny po długich negocjacjach kupiły torebki i wróciliśmy do naszej bazy, zahaczając jeszcze o sklep z arakiem (lokalnym trunkiem). Wieczorem usiedliśmy na altanie z przekąskami i „szczepionką” i zaprosiliśmy do Nas miejscowych. Z początku byli bardzo nieśmiali, ale po paru głębszych bardzo się otworzyli, my mogliśmy się dowiedzieć więcej o ich codziennym życiu, zwyczajach i kulturze oraz zostaliśmy ich ulubionymi gośćmi :D
(Martyna)
Kolejne dni płynęły pod znakiem leniwego odpoczynku przeplatanego różnymi przygodami. Ilonka i Seba w piątek (13.09.2014) mieli swój ostatni dzień na miejscu przed udaniem się w podróż. My tego dnia wyruszyliśmy do wioski rybackiej oddalonej ok. 6 km od Mirissy (Weligama). Zapasy gotówki zaczęły się kończyć i trzeba było wypłacić kasę na dalsze życie. Tu niestety zaczęło się robić gorąco (nie ze względu na pogodę niestety), ponieważ pomimo zapewnień przed wyjazdem ze strony Millenium, że zakładana specjalnie na tą okazję karta i konto 360 będzie działać bez zarzutu, zablokowano nam dostęp do naszych środków, stawiając nas w bardzo niezręcznej sytuacji. Dzwoniliśmy do kraju przez kolejne 2 dni tracąc resztę oszczędności na połączenia do Polski – bezskutecznie. Na szczęście Marcin wziął (bardzo awaryjnie) kartę kredytową i dzięki niej mamy środki do życia i na powrót. Boję się spojrzeć jaki będzie przelicznik walutowy… Ale przynajmniej mamy kasę. Po powrocie do kraju zamykamy nasze konta w Millenium!. W Weligamie namierzył nas również pewien surfer, który bardzo chiał nauczyć nas surfować, jednak my zrezygnowaliśmy z tej przyjemności. Surfer sprytnie zdobyła nasz lankijski nr tel i przez kolejne 3 dni regularnie dzwonił, czy oby na pewno nie chcemy się nauczyć surfować. Uwiecznieniem pobytu Ilony i Seby była darmowa lekcja jazdy TUK TUKIEM po podwórku Randhiya, którą chłopacy odbyli po wstępnym instruktarzu. Ponoć szło im dobrze, więc w razie czego pracę na Sri Lance mają.
W sobotę 14.09.2014 rano Ilonka i Seba pojechali, z tęsknoty za nimi na dwa dni załamała się pogoda w Mirissie. My w końcu mieliśmy czas, żeby obejrzeć jakiś film i coś poczytać.
(Marcin)
Tego samego wieczoru w restauracji poznaliśmy też świetną parę z Australii z 3 dzieci (6, 4 i 1 rok). Jak się potem okazało mieszkali w tym samym miejscu co my i zyskaliśmy w nich towarzyszy do wspólnych wieczornych pogawędek.
Ostatnie dni zlewają się w jedną całość. Pogoda jest bardzo kapryśna i zmienna. Chmury potrafią się pojawić z nikąd w ciągu 5 minut, leje okropnie przez 20 minut i słońce znów wychodzi. Zdarzają się też dni kiedy cały czas jest pochmurnie, dlatego korzystamy z każdego przejaśnienia i pędzimy na plażę. Nawet jeżeli pada to jest na tyle ciepło i można szaleć w oceanie na desce  Codziennie jadamy też pyszne owoce morza (krewetki, krewetki jumbo, ośmiornica, kalamary, ryby oceaniczne – „sea chicken smakujący jak kurczak”, świeży Tyńczyk w różnych postaciach) lub inne lokalne potrawy („string hoppersy” razem z „pol sambol” i „dhal”, rice and curry, kiribath, noodles, rotti, kottu, różne odmiany zup, soki ze świeżych owoców lub koktajl nazywany „lassie”). Żywieniowy orgazm… Dziś też zaczynamy się pakować i zjemy ostatnią kolację.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (24)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (7)
DODAJ KOMENTARZ
Ola T.
Ola T. - 2014-09-11 14:22
A my Smerfy czekamy na to, co nam przygotuje Łasuch ;)
 
Łasuch, Gargamel a ostatnio Świnia
Łasuch, Gargamel a ostatnio Świnia - 2014-09-12 09:25
No to dzisiaj w końcu piątek ;-P Ty (Martyno vel. Zgrywusie) zajadasz się różnymi dziwnymi rzeczami, a my dzisiaj z okazji piątku mamy czekoladowe babeczki z białą czekoladą ("sama" piekłam;-)
PS I wcale nam Ciebie nie brakuje ;-)
 
Śpioch Maruda ;)
Śpioch Maruda ;) - 2014-09-12 09:32
Żałuj, że nie spróbowałaś tych pysznych babeczek! Wprowadzamy nową tradycję - co tydzień świętujemy piątek ;) :D
Ps. Nie lubimy cię za tego słonia ;) :P
 
Szczawinscy
Szczawinscy - 2014-09-14 17:37
(Zgrywus) He he nieźle. W takim razie czekam na kolejne babeczki:) Nie ma innej opcji; Ja tu jestem w raju, codziennie nadmorskie przysmaki...nie wiem jak zniosę rozstanie...Trzymajcie się tam ciepło:) Wracam w przyszły poniedziałek
 
Kasik
Kasik - 2014-09-15 18:39
Wow ! Ależ Wam zazdroszczę !:) Od dziś obserwuję :) Pozdrawiam z Prowansji! :*
 
OliGator
OliGator - 2014-09-15 21:20
super super super!! pozdrawiamy:**
 
toruniacy
toruniacy - 2014-09-17 13:10
dotarli do raju i przestali pisac ..ale juz niebawem bedziecie wiec bedzie osobista relacja
 
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 22 wpisy22 41 komentarzy41 67 zdjęć67 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
07.10.2015 - 10.10.2015
 
 
29.08.2014 - 20.09.2014